„On nic, tylko siedzi nad książkami. Nie chce chodzić na podwórko, nie ma przyjaciół, cały dzień siedzi i się uczy. Już nie wiemy, co robić z naszym dzieckiem... Czy to normalne?”
Znają Państwo taki obraz z autopsji? A może w rodzinie jest taki mały... no właśnie kto – kujon czy geniusz?
Nie oszukujmy się – uwielbiamy, gdy nasze dziecko przynosi ze szkoły świetne noty. Nic tak nie poprawia samopoczucia, jak pobyt na wywiadówce, podczas której słyszymy z ust nauczyciela same pochlebne opinie na temat córki/syna. Przychodzimy do domu, z dumą patrzymy na sprawcę naszego dobrego nastroju, po czym dopadają nas jednak pewne wątpliwości. Dlaczego nasze dziecko nad inne, typowe dla jego wieku, przyjemności przedkłada naukę? Nie wychodzi pograć w piłkę z kolegami, nie stroi się przed lustrem, a na pytanie, co chciałoby dzisiaj robić, odpowiada: „Poczytam trochę, pouczę się”. Mija godzina, dwie, za chwilę niedzielny obiad, a dziecko siedzi w swoim pokoju, obłożone książkami. Czy to normalne? Co robić? Może udać się do psychologa, a może zarządzić przerwę w tej nauce, bo przecież w książkach nie można wiecznie siedzieć?
Trudno z góry oceniać sytuację, nie znając dziecka, jego rodziców, zwyczajów panujących w rodzinie. Dorosłym, dla których edukacja stanowi ważną część życia, pewnie łatwiej będzie zrozumieć potrzebę ciągłego kształcenia. Bywa jednak, że dziecko mające rodzeństwo, ze swoim „problemem” znacząco wyróżnia się na jego tle, co powoduje, naturalne zresztą, niepokoje rodziców.
Należałoby zacząć od poznania własnej pociechy. Tak, tak, właśnie od poznania, bo często wyciągamy wnioski na wyrost, nie dociekając przyczyn danego zachowania. Czy wiemy, czym interesuje się dziecko? Co lubi najbardziej? I co jest motorem zgłębiania wiedzy? Czy rzeczywiście chęci poznawcze, a może ambicje, aby być najlepszym w danej dziedzinie? Albo chodzi o uczniowską rywalizację?
Bez podstawowej wiedzy o własnym dziecku nie ma po co iść do psychologa, bo to tak, jakby nie umieć powiedzieć lekarzowi, co nam dolega. Sama nauka nie jest bowiem niczym złym, w przeciwieństwie do niektórych motywów, które jej towarzyszą. Bo jeśli dziecko uczy się tylko po to, aby zyskać pochwałę nauczyciela, może to oznaczać, że ma znaczące deficyty w zakresie otrzymywania pozytywnych doznań od najbliższych. Rywalizacja jest dopingująca, ale co w momencie, gdy jej nagle zabraknie? Czy wtedy uczenie się będzie miało jeszcze jakikolwiek sens?
Oczywiście, występowanie wymienionych motywacji nie świadczy o patologii, jest nawet wskazane, pod warunkiem, że nie będzie jedyną przyczyną siedzenia nad książkami. I tu dochodzimy do sedna sprawy - kiedy dziecku zdobywanie wiedzy sprawia przyjemność, możemy być o nie spokojni. Nie ma bowiem żadnego niebezpieczeństwa w tym, że maluch lubi poznawać, czytać, słuchać, dowiadywać się więcej i więcej.
Szanujmy prawo dziecka do jego wyborów. Nie wszystkie dzieci potrzebują typowych sposobów spędzania czasu, a to co nam wydaje się nudne, dla nich może być fascynujące. Oczywiście, można proponować inne rozrywki, najlepiej mieszczące się w zakresie zainteresowań małego geniusza. Otwierajmy dzieciom oczy na przybytki kultury i sztuki, a będą nam wdzięczne. I pogódźmy się z tym, że nasz syn nie zostanie piłkarzem, a córka modelką. Zresztą, tu też czekać nas może niezłe zaskoczenie – bo często bywa tak, że „naukowo” zapowiadające się dziecko, wyrasta z okresu fascynacji zdobywaniem wiedzy. I wtedy dopiero zaczyna się prawdziwy dramat rodziców...